Kawa z kolebki
A tak konkretniej to… spod drzewa.
Dobra, bo chcieliśmy być zabawni i wyszło jak wyszło. Zacznijmy od tego, że to natural z Etiopii i jest tu owocowo z jaśminową nutką, ale tak bardzo owocowo i bardzo lepko.
A teraz wróćmy do konceptu – otóż Etiopia to kolebka kawy, jak szczupak jest król rzeki, a “birbissa” w jezyku Oroomiffa (taki język w Etiopii, który robi za taki trochę wspólny) oznacza takie drzewo, które ocienia kawowe krzewy – romantycznie, nie?
No dość uroczo.
W ogóle farmerzy w Etiopii nie mają jakichś olbrzymich połaci ziemi do zagospodarowania, kawka rośnie tam w ogródkach, w lasach i jej zbiory trochę przypominają chodzenie na grzyby. Rolnicy łączą się w kooperatywy i nadal jest to piąty producent kawy na świecie – czyli nieźle.
Na przykład lot, z którego pochodzi Birbissa, zebrało 21 farmerów, kawka trafiła do stacji, poleżała 3-4 tygodnie i trafiła do ręcznego sortowania – szanujemy tę robotę, bo wyszły z niej przemiłe rzeczy. Można się spodziewać naturali z Etiopii nieco więcej, bo ten rok nie był łatwy, jeśli chodzi o dostęp do czystej wody.
Pij sobie tę kawkę z uśmiechem – fajnie być częścią łańcucha, który coś ludziom zmienia na lepsze!